Trochę późno, co? Ale w ciągu dnia nawet nie mam okazji dojść do kompa. Mam tak ciekawe wakacje? Bynajmniej. Według mojej matki dzień bez sprzątania jest dniem straconym. Dlatego od piątku bez przerwy coś sprzątam. Ale ja nie o tym, bo nie będę wylewać tu żali. Ten rodział. Hm, sama nie wiem, co o nim sądzić. Jest chyba dziwny.
***
Oczywistą oczywistością było, że ostatnie dwa
zdania moja matka dodała sama od siebie.
-To jej wersja. – Siliłem się na obojętność.
- A twoja?
- To ciekawe, że pytasz. Tym bardziej, że
wyglądasz jakbyś już dawno zdecydowała, w którą wersję uwierzyć.
- Krystian! Ona… Jej wersja jest… bardzo
wiarygodna.
- Wiarygodniejsza niż to, co mówi twój syn?
- To powiesz mi czy nie?
- Hm. Nie wiem czy będę brzmiał równie
wiarygodnie – Wiem, że ton mojego głosu ociekał jadem. To wszystko powoli
wymykało mi się spod kontroli. – Więc, to nie ja ją zostawiłem, a ona mnie.
Podobnie było ze zdradą.
- I to wszystko? Żadnych szczegółów?
- A czego ty jeszcze chcesz? To było 10 lat
temu! Nie widzę sensu, by to teraz roztrząsać.
- Ale niepotrzebne nam są napięcia między wami.
Na szczęście nadarza się okazja, by wszystko wróciło do normy.
- Co masz na myśli? – Na moim czole pojawiła
się długa, poprzeczna linia.
- Zaprosiłam Madzię na obiad do nas. Na
poniedziałek. – Odparła ze spokojem moja matka.
-Że co? – Zareagowałem bynajmniej nie
spokojnie. – Przecież. Przecież ona ma rodzinę! Męża, syneczka z rozkosznymi
pultynkami!
- Ich też zaprosiłam. Pogodzicie się, może
Magda przemówi ci do rozumu.
- No chyba cię…! – Cisnąłem nożykiem o deskę.
Cały się wewnątrz gotowałem, nie zdziwiłbym się, gdyby z uszu leciała mi para.
- Krystian! Zacznij się w końcu poważnie
zachowywać! Co takiego chcesz ukryć przed własną matką?
- Nie chcę po prostu spotkać się z nią! Nie
rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem! Bo przecież nic mi nie
mówisz!
- Ach,
no tak! Zapomniałem! Powinienem przylecieć do ciebie z teczką zawierającą
metryczkę urodzenia i aktualne zdjęcia Róży, tak? – Dokładnie sekundę później
wessałem do wnętrza czaszki swoje usta. Udało jej się.
- Więc tak ma na imię ta twoja tak skrzętnie
ukrywana narzeczona?!
- Nie chcę i nie będę o tym teraz rozmawiał.
Zostawiłem
w kuchni matkę. Na jej twarzy malował się wyraz tryumfu. Naciągnąłem na plecy
kurtkę, a na nogi trampki. Zbiegłem po schodach, jakby się za mną paliło.
Niewiele myśląc dopadłem najbliższy kiosk i zaopatrzyłem się w paczkę fajek.
Cudownie, pomyślałem odpalając papierosa.
Z
zamiarem popełnienia morderstwa, wyrysowanym na twarzy, kapturem na głowie i
fajkiem w kąciku ust wyglądałem jak niejeden mój były znajomy. No, to pięknie
mnie mamuśka urządziła. Te jej wieczne intrygi i knowania. I to tylko po to, by
dowiedzieć się, z kim jej synalek się spotyka. Gdyby nie była taka wścibska i upierdliwa, pewnie bym jej
powiedział. Może niekoniecznie o Róży, ale o Magdzie i o Ewelinie. Czy o
którejkolwiek z moich byłych. Ale za dobrze ją znałem. Dla niej nie ma
przyzwoitości czy ludzkich uczuć. Ważna jest informacja. Świeże info, które
może sprzedać, nawet kosztem swojego syna. Teraz pewnie wisi na telefonie i
dzieli się z całym światem o tym, że już nie może doczekać się konfrontacji
Madzi i jej synka. Nieważne, kto kogo zdradził i kiedy. Bo przecież przy takich
okolicznościach na wierzch wypłyną inne, gorsze, bardziej upokarzające fakty. A
jak się jeszcze włączy mąż Madziulki? No hit! Matka zmarnuje wszystkie pakiety,
kiedy będzie obdzwaniała koleżanki.
Swoją
drogą jak może czuć się teraz Magda? Pewnie jest zażenowana. Nie mogła odmówić
mojej matce. Ale. Skoro była na tyle bezczelna, by twierdzić, że to JA ją
zdradziłem, to dobrze jej tak. Kłamliwa suka. Może już zapomniała, o macho z
Krakowa? Pozmieniała swoje wspomnienia, by pozbyć się wyrzutów sumienia?
Czy
ja naprawdę proszę o tak wiele? Czy spędzenie świąt w spokoju to coś, na co nie
zasługuję? Wszędzie tylko jakieś spiski, podkładanie świni. Czy nie mogę mieć
normalnego brata, z którym owszem spierałbym się i wyzłośliwiał, ale w czysto
braterskim stylu? Albo czy moja matka nie mogłaby, choć raz być dla mnie inna?
Łaziłem,
niewiele myśląc gdzie. Moje nogi same doskonale znały różne trasy. Byłem zbyt
zajęty zadręczaniem się, by cokolwiek dostrzec. Ta, jakby w tym zapyziałym
mieście, mogłoby się coś kiedykolwiek zmienić.
Doszedłem
do parku. Gdzieś między krzakami, na uboczu znalazłem ławeczkę. Usiadłem na
oparciu, a tam gdzie normalni ludzie sadzają swoje cztery litery, ja postawiłem
ubłocone trampki. Wypaliłem jeszcze jednego papierosa. Park nie obfitował w
ludzi. Nic dziwnego, zajęci byli przygotowaniami do świąt, kompletowaniem święconki,
myciem okien czy robieniem tych wszystkich bzdurnych rzeczy, które zalicza się
do tradycji. Zresztą sam skwer nie zachęcał zbytnio do spacerów. Jeszcze żadne
drzewo nie wypuściło zielonych pęków. Kałuże na ścieżkach dopełniały tylko ten
szarobury krajobraz, odbijając pochmurne niebo.
Poczułem
wibrację w kieszeni spodni. Wyłuskałem z niej telefon. MMS. Od Róży. Pierwsza
fotka przedstawiała fikuśne i zabawne muffinki, przyozdobione, by wyglądały jak
kurczaki albo zajączki. Na drugim zdjęciu była Róża we własnej osobie,
umorusana mąką. Szczerzyła zęby, jedną ręką musiała trzymać telefon, a drugą
tarmosiła włosy jakiegoś chłopaka obok. Szybko domyśliłem się, że musiał to być
ktoś z jej rodziny, bo miał identyczny szczery uśmiech, co ona.
No
tak. Kop leżącego. Szpikulec zazdrości wbił się w moje, ledwo co powracające do
normalnego stanu wnętrzności. Ona się wygłupia ze swoim bratem, piecze
pieprzone ciastka. Tak rodzinna atmosfera, że aż może zemdlić. I do tego ten
jej brat. Taki z prawdziwego zdarzenia, co zawsze wstawi się za swoja malutką
siostrzyczką. To takie niesprawiedliwe.
I
na dodatek jeszcze dzwoniła. Już naciskałem czerwoną słuchawkę, ale coś mnie
tknęło. To nie jej wina, że u niej w domu ludzie się kochają i wspieraja.
- Cześć – Usłyszałem w słuchawce jej rozbawiony
głos. – Dostałeś?
- Mhm.
- Co sądzisz? Śmieszne są, prawda? – po chwili
konsternacji zrozumiałem, że chodziło o babeczki.
- Tak, bardzo.
- Ojej, coś się stało, tak? Krystian? – Jak
miło było usłyszeć swoje imię wypowiadane głosem bez tonu pretensji czy kpiny.
Ale za to z nutą troski.
- Męczą mnie trochę te święta, to wszystko.
-Zanim się obejrzysz będziesz narzekał, że już
ci się wolne skończyło. Zobaczysz! – Zaśmiała się dziarsko. – Ale muszę wracać
do moich ciast. Zadzwoń do mnie wieczorem albo wejdź na facebooka. No, albo
coś. – I rozłączyła się.
Nie
było sensu mówić jej o tym, co się działo u mnie w domu. Nawet jeśli to ona
powodowała ten mini stan wojenny.
Nie
mogłem wiecznie krążyć po ulicach, robiło się coraz chłodniej, papierosy też mi
się powoli kończyły. Gdyby tylko Rołz dowiedziała się ile wypaliłem w te kilka
godzin. Dostałaby zawału, ale przedtem zrugałaby mnie porządnie. Bo z dwojga
złego wolała już bym wiecznie żuł gumy, niż palił. Nie będę całowała się z
popielniczką – powtarzała bez przerwy. Dobrze, że przez telefon nie mogła tego
zanotować.
Powoli
otworzyłem drzwi do mieszkania – czekałem na wybuch bomby. Zapewne pułapka
została zastawiona przy wejściu do kuchni. Albo do mojego pokoju. Albo do
salonu. Zanim wybrałem, w którym miejscu mam umrzeć, pochwycił mnie ojciec.
Zrobił ze mnie wielbłąda, to znaczy rzucił w moim kierunku zwiniętymi dywanami
i oznajmił matce, że idę pomóc mu w trzepaniu.
- Ratuję ci skórę. – Powiedział ojciec, gdy
zarzucił dywan na trzepak.
- Tylko niepotrzebnie wydłużasz moją i tak
marną egzystencję.
- Krystian. Wiem, że ci ciężko. Ale uwierz mi,
dla świętego spokoju porozmawiaj z matką o tej dziewczynie – Z jego oczy biło
ponad trzydziestoletnie doświadczenie w użeraniu się z moją matką.
- Tato, to już nawet nie chodzi o tę
dziewczynę. Chodzi o zachowanie matki tak w ogóle. – Machnąłem mocno
trzepaczką. W powietrze uniósł się tuman kurzu. – Mam już dosyć ciągłego
wychwalania Kubusia pod niebiosa. A teraz gra sobie w piłkę nożną, tak?
- Może tego nie dostrzegasz, ale prawda jest
całkowicie inna. Ty zawsze byłeś taki samodzielny. Sam zająłeś się szkołą,
swoim hobby i wolnym czasem. Bez problemów znalazłeś studia dla siebie i pracę.
A Kuba? Jego trzeba do wszystkiego zaganiać, bez przerwy motywować, chwaleniem
chociażby za to, że wstał przed południem. A to całe pozwolenie na granie to
już rozpaczliwa próba zrobienia z Jakuba samodzielnego człowieka. Skoro już
nawet ze studiami sobie nie radził.
- Bo jest śmierdzącym leserem i dodatkowo jest
przeświadczony, że może pozwolić sobie na wszystko, bo wy i tak poprzecie każdą
jego decyzję!
- Krystian, naprawdę nie wiem, gdzie
popełniliśmy błąd! Tak się od siebie różnicie. To chyba największa porażka
rodzica. Sam tego nie rozumiem. Normalnie każde dziecko chciałoby dorównać temu
starszemu i lepszemu. A on?
- On ma uwagę rodziców w gratisie i na dzień
dobry. To ja zawsze musiałem się o wszystko starać! Gdzie popełniliście błąd?
On jest rozpuszczonym potworem. Bo jego każdy wybryk spotyka się nie z karą, a
z przyklaskiem.
Ojciec
zwiesił głowę. Moje gorzkie słowa z pewnością sprawiły, że poczuł się winny.
Zrobiło mi się trochę głupio, bo za ukształtowanie Kuby odpowiadała głównie
matka.
- Zawsze byłeś skryty. Zaciskałeś zęby z bólu,
ale brnąłeś dalej. Zamiast zwyczajnie się sprzeciwić, chciałeś dostarczyć nam
powodów, by to na ciebie kierować swą uwagę. Ale my to źle odczytywaliśmy,
wydawało nam się, ze skoro jesteś taki samodzielny, to nawet nie zechcesz
naszej pomocy. Że będzie to dla ciebie obciachem. Myśleliśmy, że przecież sobie
poradzisz. Nie potrzebujesz dopingów, bo sam jesteś wystarczająco
zdeterminowany i skierowany na sukces.
- Czyli teraz wychodzi, że to tylko moja wina?
Że sam zasłużyłem sobie na takie traktowanie, bo byłem… zbyt dojrzały? –
Prychnąłem ze złości. – Zresztą nieważne, bo już czasu nie cofnę. Wy też nie. –
Spojrzeniem zasygnalizowałem, że bezpowrotnie stracili czas, kiedy mogliby
naprawić swoje błędy. A odbudowanie relacji będzie trwało dłużej niż trzepanie
wszystkich dywanów.
- Wiem. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, że
razem z matką jesteśmy z ciebie naprawdę dumni.
- Och, z pewnością – warknąłem z sarkazmem –
zwłaszcza matka.
- Jesteś niesprawiedliwy. Jej już naprawdę
brakuje pomysłów jak mogłaby się do ciebie zbliżyć.
- Wyciąganie na siłę informacji o tym, z kim
się spotykam do dobrych pomysłów nie należy. I powiedz jej, że spraszanie moich
byłych to jeszcze gorszy pomysł.
- Sam jej to powiedz. Musicie od nowa zbudować
więź. Zburzyć mur, który oboje postawiliście. Tak, oboje. Ona chciałaby
wiedzieć, co w twojej głowie siedzi.
- Po to, by przehandlować te informacje i
dowiedzieć się najsoczystszych plotek.
- Krystian! – Ojciec syknął ostrzegawczo. – Z
takim podejściem nigdy nie osiągniesz spokoju w domu!
- Z taką matką to na pewno – Mruknąłem ledwie
słyszalnie. A potem parsknąłem śmiechem. W podobnym tonie odpyskowała mi Róża.
Boże, kiedy to było. No, ale dzięki temu ogarnąłem się trochę. – Czyli co
proponujesz?
- Porozmawiać z nią na spokojnie.
- Kiedy Kuby nie będzie w pobliżu. – Dodałem. –
I w miarę szybko, to może zdąży odwołać ten felerny obiad. Tato? Przepraszam.
I… Dzięki. – Uśmiechnąłem się, co prawda trochę wymuszonym uśmiechem. Ojciec
klepnął mnie lekko w plecy.
W
domu szybko i niepostrzeżenie przemknąłem do mojego pokoju. Nie było trudno, bo
z kuchni dobiegały regularne wybuchy śmiechu. A więc moja matka i Kubuś się
świetnie bawili. O czymś takim mógłbym pomarzyć.
Uwaliłem
się na łóżku i musiałem powoli przetrawić wszystkie informacje, które teraz
chaotycznie biegały po neuronach. Czy to aby możliwe by pogodzić się z matką? I
co wiecej, zbudować z nią jakąkolwiek więź? Powinienem zmienić nastawienie.
Siedząc w pokoju nic nie zmieniam. Dobra, cicho. Wezmę się za to później.
Jestem zbyt zmęczony po tym maratonie sprzątania. Tak, usprawiedliwiaj się
dalej.
By
zagłuszyć głos sumienia, włączyłem piekielnego demona i wsysacza czasu. Czytaj
komputer. Sprawdziłem pocztę, przejrzałem kilka serwisów informacyjnych i
sportowych. Wreszcie wlazłem na facebooka. Maszynkę do pieniędzy niejakiego
Marka Zuckerberga. Byłem jednym z jego trybików w tej maszynce. Miałem tylko
nadzieję, że jak najmniejszym i jak najbardziej skrytym.
Ale widocznie nie wystarczająco skrytym, bo Róża nie miała jakoś
większego problemu ze znalezieniem mnie i wygrzebaniem różnych informacji. W
jednym miała rację: facebook w istocie był skarbnicą wiedzy i informacji. Jakby
się moja matka o tym dowiedziała… Stop! Wszystko wypisane. Ba! Nawet głupie
wyjście do klubu jest dokumentowane na wallu. Tu jest wszystko, zdjęcie,
zainteresowania, ulubione cytaty, szkoły, miejsca pracy. Jak pomyślę o tych
tonach informacji, które magazynuje założyciel twarzoksiązki, to aż mi się
słabo robi. Dlatego podchodziłem do tego gówna z dystansem. Im mniej wiedzą o
mnie, tym lepiej.
Przejrzałem
tablicę i zaproszenia. Wszystkie odrzuciłem. Czy ja wyglądam na idiotę, który
przyjmuje zaproszenia od osób nieznających mnie w żadnym stopniu? Ludzie, z
którymi zamieniłem kilka zdań. I co myślą, że ich przyjmę? By wyświetlało im
się, co robię, gdzie i po co? Nie sądzę.
Coś
mnie podkusiło i wszedłem na profil Rołz. Informacji nigdy za wiele. Chociaż
nie sądzę, by podawała tam numer swojego buta, na którym to zależało mojej
matce. Wiele się nie dowiedziałem. Filmy, książki i muzyka podobna do tych
wyszczególnionych u mnie. Co oczywiście wiedziałem, bo często o tym
dyskutowaliśmy. Zdjęć też nie miała za wiele. A może miała zablokowaną galerię?
Nie skupiałem się na nich za bardzo, bo po co? Wiem jak ona wygląda. Wiem, że
jest śliczna.
Jeszcze
większym błędem było wejście na profil Żmii. No, ale dowiedziałem się, że te
zielone włosy to zrobiła sobie po coś. A konkretnie po to, by umazać sobie
dodatkowo gębę i zrobić z siebie Jokera. Why so serious? A więc to jest twój
idol? W takim razie musisz się moja droga jeszcze wiele nauczyć. Znam jednego
takiego nauczyciela. Jakub Kulig, osobiście polecam. Znaleźlibyście mnóstwo
wspólnych tematów zaczynając na: jak wkurwić Krystiana Kuliga, kończąc na: jak
dobić Krystiana Kuliga.
Naszła
mnie koszmarna myśl. Tak koszmarna, że aż mnie samego przeraziła. A gdyby tak
stała się prawdą, strzeliłbym sobie kulkę prosto miedzy oczy. A mianowicie, co
by było gdyby ta dwójka została parą. Chyba nawet wiem, kiedy by to nastapiło.
21.12.2012r. Majowie nie mogą się mylić.
spikniesz Żmiję i tego gościa? O.o why tak męczysz biednego Krystianka xD daj mu coś słodkiego od życia! :D
OdpowiedzUsuńOj, gdybym naprawdę ich spikła... toż to by był Armagedon! A Krystianek dostanie od życia słodyczy. Tylko musi na to zasłużyć ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz na moim blogu. Od początku czekałam na coś szczerego i mam! ;) Raczej nie robię błędów, ale cóż, nikt nie jest idealny. Kurczę, no fakt. Pisze się razem xD Szkoda, że nie widzisz, jak się cieszę ^^ ;3 Ostatnio mam małe przeciążenie i zrobiłam sobie wolne od czytania. Tak jakoś chcę się do czegokolwiek zabrać i nie mogę. Ale oczywiście za parę dni (?) przeczytam wszystkie rozdziały ;)
OdpowiedzUsuń