wtorek, 3 lipca 2012

Rozdział 10. Nie zachowuj się jak Krystian cz.3


 Trochę późno, co? Ale w ciągu dnia nawet nie mam okazji dojść do kompa. Mam tak ciekawe wakacje? Bynajmniej. Według mojej matki dzień bez sprzątania jest dniem straconym. Dlatego od piątku bez przerwy coś sprzątam. Ale ja nie o tym, bo nie będę wylewać tu żali. Ten rodział. Hm, sama nie wiem, co o nim sądzić. Jest chyba dziwny.     
  
    

***

       Oczywistą oczywistością było, że ostatnie dwa zdania moja matka dodała sama od siebie.
-To jej wersja. – Siliłem się na obojętność.
- A twoja?
- To ciekawe, że pytasz. Tym bardziej, że wyglądasz jakbyś już dawno zdecydowała, w którą wersję uwierzyć.
- Krystian! Ona… Jej wersja jest… bardzo wiarygodna.
- Wiarygodniejsza niż to, co mówi twój syn?
- To powiesz mi czy nie?
- Hm. Nie wiem czy będę brzmiał równie wiarygodnie – Wiem, że ton mojego głosu ociekał jadem. To wszystko powoli wymykało mi się spod kontroli. – Więc, to nie ja ją zostawiłem, a ona mnie. Podobnie było ze zdradą.
- I to wszystko? Żadnych szczegółów?
- A czego ty jeszcze chcesz? To było 10 lat temu! Nie widzę sensu, by to teraz roztrząsać.
- Ale niepotrzebne nam są napięcia między wami. Na szczęście nadarza się okazja, by wszystko wróciło do normy.
- Co masz na myśli? – Na moim czole pojawiła się długa, poprzeczna linia.
- Zaprosiłam Madzię na obiad do nas. Na poniedziałek. – Odparła ze spokojem moja matka.
-Że co? – Zareagowałem bynajmniej nie spokojnie. – Przecież. Przecież ona ma rodzinę! Męża, syneczka z rozkosznymi pultynkami!
- Ich też zaprosiłam. Pogodzicie się, może Magda przemówi ci do rozumu.
- No chyba cię…! – Cisnąłem nożykiem o deskę. Cały się wewnątrz gotowałem, nie zdziwiłbym się, gdyby z uszu leciała mi para.
- Krystian! Zacznij się w końcu poważnie zachowywać! Co takiego chcesz ukryć przed własną matką?
- Nie chcę po prostu spotkać się z nią! Nie rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem! Bo przecież nic mi nie mówisz!
-  Ach, no tak! Zapomniałem! Powinienem przylecieć do ciebie z teczką zawierającą metryczkę urodzenia i aktualne zdjęcia Róży, tak? – Dokładnie sekundę później wessałem do wnętrza czaszki swoje usta. Udało jej się.
- Więc tak ma na imię ta twoja tak skrzętnie ukrywana narzeczona?!
- Nie chcę i nie będę o tym teraz rozmawiał.
         Zostawiłem w kuchni matkę. Na jej twarzy malował się wyraz tryumfu. Naciągnąłem na plecy kurtkę, a na nogi trampki. Zbiegłem po schodach, jakby się za mną paliło. Niewiele myśląc dopadłem najbliższy kiosk i zaopatrzyłem się w paczkę fajek. Cudownie, pomyślałem odpalając papierosa.
         Z zamiarem popełnienia morderstwa, wyrysowanym na twarzy, kapturem na głowie i fajkiem w kąciku ust wyglądałem jak niejeden mój były znajomy. No, to pięknie mnie mamuśka urządziła. Te jej wieczne intrygi i knowania. I to tylko po to, by dowiedzieć się, z kim jej synalek się spotyka. Gdyby nie była  taka wścibska i upierdliwa, pewnie bym jej powiedział. Może niekoniecznie o Róży, ale o Magdzie i o Ewelinie. Czy o którejkolwiek z moich byłych. Ale za dobrze ją znałem. Dla niej nie ma przyzwoitości czy ludzkich uczuć. Ważna jest informacja. Świeże info, które może sprzedać, nawet kosztem swojego syna. Teraz pewnie wisi na telefonie i dzieli się z całym światem o tym, że już nie może doczekać się konfrontacji Madzi i jej synka. Nieważne, kto kogo zdradził i kiedy. Bo przecież przy takich okolicznościach na wierzch wypłyną inne, gorsze, bardziej upokarzające fakty. A jak się jeszcze włączy mąż Madziulki? No hit! Matka zmarnuje wszystkie pakiety, kiedy będzie obdzwaniała koleżanki.
         Swoją drogą jak może czuć się teraz Magda? Pewnie jest zażenowana. Nie mogła odmówić mojej matce. Ale. Skoro była na tyle bezczelna, by twierdzić, że to JA ją zdradziłem, to dobrze jej tak. Kłamliwa suka. Może już zapomniała, o macho z Krakowa? Pozmieniała swoje wspomnienia, by pozbyć się wyrzutów sumienia?
         Czy ja naprawdę proszę o tak wiele? Czy spędzenie świąt w spokoju to coś, na co nie zasługuję? Wszędzie tylko jakieś spiski, podkładanie świni. Czy nie mogę mieć normalnego brata, z którym owszem spierałbym się i wyzłośliwiał, ale w czysto braterskim stylu? Albo czy moja matka nie mogłaby, choć raz być dla mnie inna?
         Łaziłem, niewiele myśląc gdzie. Moje nogi same doskonale znały różne trasy. Byłem zbyt zajęty zadręczaniem się, by cokolwiek dostrzec. Ta, jakby w tym zapyziałym mieście, mogłoby się coś kiedykolwiek zmienić.
         Doszedłem do parku. Gdzieś między krzakami, na uboczu znalazłem ławeczkę. Usiadłem na oparciu, a tam gdzie normalni ludzie sadzają swoje cztery litery, ja postawiłem ubłocone trampki. Wypaliłem jeszcze jednego papierosa. Park nie obfitował w ludzi. Nic dziwnego, zajęci byli przygotowaniami do świąt, kompletowaniem święconki, myciem okien czy robieniem tych wszystkich bzdurnych rzeczy, które zalicza się do tradycji. Zresztą sam skwer nie zachęcał zbytnio do spacerów. Jeszcze żadne drzewo nie wypuściło zielonych pęków. Kałuże na ścieżkach dopełniały tylko ten szarobury krajobraz, odbijając pochmurne niebo.
         Poczułem wibrację w kieszeni spodni. Wyłuskałem z niej telefon. MMS. Od Róży. Pierwsza fotka przedstawiała fikuśne i zabawne muffinki, przyozdobione, by wyglądały jak kurczaki albo zajączki. Na drugim zdjęciu była Róża we własnej osobie, umorusana mąką. Szczerzyła zęby, jedną ręką musiała trzymać telefon, a drugą tarmosiła włosy jakiegoś chłopaka obok. Szybko domyśliłem się, że musiał to być ktoś z jej rodziny, bo miał identyczny szczery uśmiech, co ona.
         No tak. Kop leżącego. Szpikulec zazdrości wbił się w moje, ledwo co powracające do normalnego stanu wnętrzności. Ona się wygłupia ze swoim bratem, piecze pieprzone ciastka. Tak rodzinna atmosfera, że aż może zemdlić. I do tego ten jej brat. Taki z prawdziwego zdarzenia, co zawsze wstawi się za swoja malutką siostrzyczką. To takie niesprawiedliwe.
         I na dodatek jeszcze dzwoniła. Już naciskałem czerwoną słuchawkę, ale coś mnie tknęło. To nie jej wina, że u niej w domu ludzie się kochają i wspieraja.
- Cześć – Usłyszałem w słuchawce jej rozbawiony głos. – Dostałeś?
- Mhm.
- Co sądzisz? Śmieszne są, prawda? – po chwili konsternacji zrozumiałem, że chodziło o babeczki.
- Tak, bardzo.
- Ojej, coś się stało, tak? Krystian? – Jak miło było usłyszeć swoje imię wypowiadane głosem bez tonu pretensji czy kpiny. Ale za to z nutą troski.
- Męczą mnie trochę te święta, to wszystko.
-Zanim się obejrzysz będziesz narzekał, że już ci się wolne skończyło. Zobaczysz! – Zaśmiała się dziarsko. – Ale muszę wracać do moich ciast. Zadzwoń do mnie wieczorem albo wejdź na facebooka. No, albo coś. – I rozłączyła się.
         Nie było sensu mówić jej o tym, co się działo u mnie w domu. Nawet jeśli to ona powodowała ten mini stan wojenny.    
         Nie mogłem wiecznie krążyć po ulicach, robiło się coraz chłodniej, papierosy też mi się powoli kończyły. Gdyby tylko Rołz dowiedziała się ile wypaliłem w te kilka godzin. Dostałaby zawału, ale przedtem zrugałaby mnie porządnie. Bo z dwojga złego wolała już bym wiecznie żuł gumy, niż palił. Nie będę całowała się z popielniczką – powtarzała bez przerwy. Dobrze, że przez telefon nie mogła tego zanotować.
         Powoli otworzyłem drzwi do mieszkania – czekałem na wybuch bomby. Zapewne pułapka została zastawiona przy wejściu do kuchni. Albo do mojego pokoju. Albo do salonu. Zanim wybrałem, w którym miejscu mam umrzeć, pochwycił mnie ojciec. Zrobił ze mnie wielbłąda, to znaczy rzucił w moim kierunku zwiniętymi dywanami i oznajmił matce, że idę pomóc mu w trzepaniu.
- Ratuję ci skórę. – Powiedział ojciec, gdy zarzucił dywan na trzepak.
- Tylko niepotrzebnie wydłużasz moją i tak marną egzystencję.
- Krystian. Wiem, że ci ciężko. Ale uwierz mi, dla świętego spokoju porozmawiaj z matką o tej dziewczynie – Z jego oczy biło ponad trzydziestoletnie doświadczenie w użeraniu się z moją matką.
- Tato, to już nawet nie chodzi o tę dziewczynę. Chodzi o zachowanie matki tak w ogóle. – Machnąłem mocno trzepaczką. W powietrze uniósł się tuman kurzu. – Mam już dosyć ciągłego wychwalania Kubusia pod niebiosa. A teraz gra sobie w piłkę nożną, tak?
- Może tego nie dostrzegasz, ale prawda jest całkowicie inna. Ty zawsze byłeś taki samodzielny. Sam zająłeś się szkołą, swoim hobby i wolnym czasem. Bez problemów znalazłeś studia dla siebie i pracę. A Kuba? Jego trzeba do wszystkiego zaganiać, bez przerwy motywować, chwaleniem chociażby za to, że wstał przed południem. A to całe pozwolenie na granie to już rozpaczliwa próba zrobienia z Jakuba samodzielnego człowieka. Skoro już nawet ze studiami sobie nie radził.
- Bo jest śmierdzącym leserem i dodatkowo jest przeświadczony, że może pozwolić sobie na wszystko, bo wy i tak poprzecie każdą jego decyzję!
- Krystian, naprawdę nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd! Tak się od siebie różnicie. To chyba największa porażka rodzica. Sam tego nie rozumiem. Normalnie każde dziecko chciałoby dorównać temu starszemu i lepszemu. A on?
- On ma uwagę rodziców w gratisie i na dzień dobry. To ja zawsze musiałem się o wszystko starać! Gdzie popełniliście błąd? On jest rozpuszczonym potworem. Bo jego każdy wybryk spotyka się nie z karą, a z przyklaskiem.
         Ojciec zwiesił głowę. Moje gorzkie słowa z pewnością sprawiły, że poczuł się winny. Zrobiło mi się trochę głupio, bo za ukształtowanie Kuby odpowiadała głównie matka.
- Zawsze byłeś skryty. Zaciskałeś zęby z bólu, ale brnąłeś dalej. Zamiast zwyczajnie się sprzeciwić, chciałeś dostarczyć nam powodów, by to na ciebie kierować swą uwagę. Ale my to źle odczytywaliśmy, wydawało nam się, ze skoro jesteś taki samodzielny, to nawet nie zechcesz naszej pomocy. Że będzie to dla ciebie obciachem. Myśleliśmy, że przecież sobie poradzisz. Nie potrzebujesz dopingów, bo sam jesteś wystarczająco zdeterminowany i skierowany na sukces.
- Czyli teraz wychodzi, że to tylko moja wina? Że sam zasłużyłem sobie na takie traktowanie, bo byłem… zbyt dojrzały? – Prychnąłem ze złości. – Zresztą nieważne, bo już czasu nie cofnę. Wy też nie. – Spojrzeniem zasygnalizowałem, że bezpowrotnie stracili czas, kiedy mogliby naprawić swoje błędy. A odbudowanie relacji będzie trwało dłużej niż trzepanie wszystkich dywanów.
- Wiem. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, że razem z matką jesteśmy z ciebie naprawdę dumni.
- Och, z pewnością – warknąłem z sarkazmem – zwłaszcza matka.
- Jesteś niesprawiedliwy. Jej już naprawdę brakuje pomysłów jak mogłaby się do ciebie zbliżyć.
- Wyciąganie na siłę informacji o tym, z kim się spotykam do dobrych pomysłów nie należy. I powiedz jej, że spraszanie moich byłych to jeszcze gorszy pomysł.
- Sam jej to powiedz. Musicie od nowa zbudować więź. Zburzyć mur, który oboje postawiliście. Tak, oboje. Ona chciałaby wiedzieć, co w twojej głowie siedzi.
- Po to, by przehandlować te informacje i dowiedzieć się najsoczystszych plotek.
- Krystian! – Ojciec syknął ostrzegawczo. – Z takim podejściem nigdy nie osiągniesz spokoju w domu!
- Z taką matką to na pewno – Mruknąłem ledwie słyszalnie. A potem parsknąłem śmiechem. W podobnym tonie odpyskowała mi Róża. Boże, kiedy to było. No, ale dzięki temu ogarnąłem się trochę. – Czyli co proponujesz?
- Porozmawiać z nią na spokojnie.
- Kiedy Kuby nie będzie w pobliżu. – Dodałem. – I w miarę szybko, to może zdąży odwołać ten felerny obiad. Tato? Przepraszam. I… Dzięki. – Uśmiechnąłem się, co prawda trochę wymuszonym uśmiechem. Ojciec klepnął mnie lekko w plecy.
         W domu szybko i niepostrzeżenie przemknąłem do mojego pokoju. Nie było trudno, bo z kuchni dobiegały regularne wybuchy śmiechu. A więc moja matka i Kubuś się świetnie bawili. O czymś takim mógłbym pomarzyć.
         Uwaliłem się na łóżku i musiałem powoli przetrawić wszystkie informacje, które teraz chaotycznie biegały po neuronach. Czy to aby możliwe by pogodzić się z matką? I co wiecej, zbudować z nią jakąkolwiek więź? Powinienem zmienić nastawienie. Siedząc w pokoju nic nie zmieniam. Dobra, cicho. Wezmę się za to później. Jestem zbyt zmęczony po tym maratonie sprzątania. Tak, usprawiedliwiaj się dalej.
         By zagłuszyć głos sumienia, włączyłem piekielnego demona i wsysacza czasu. Czytaj komputer. Sprawdziłem pocztę, przejrzałem kilka serwisów informacyjnych i sportowych. Wreszcie wlazłem na facebooka. Maszynkę do pieniędzy niejakiego Marka Zuckerberga. Byłem jednym z jego trybików w tej maszynce. Miałem tylko nadzieję, że jak najmniejszym i jak najbardziej skrytym.      
        Ale widocznie nie wystarczająco skrytym, bo Róża nie miała jakoś większego problemu ze znalezieniem mnie i wygrzebaniem różnych informacji. W jednym miała rację: facebook w istocie był skarbnicą wiedzy i informacji. Jakby się moja matka o tym dowiedziała… Stop! Wszystko wypisane. Ba! Nawet głupie wyjście do klubu jest dokumentowane na wallu. Tu jest wszystko, zdjęcie, zainteresowania, ulubione cytaty, szkoły, miejsca pracy. Jak pomyślę o tych tonach informacji, które magazynuje założyciel twarzoksiązki, to aż mi się słabo robi. Dlatego podchodziłem do tego gówna z dystansem. Im mniej wiedzą o mnie, tym lepiej.
         Przejrzałem tablicę i zaproszenia. Wszystkie odrzuciłem. Czy ja wyglądam na idiotę, który przyjmuje zaproszenia od osób nieznających mnie w żadnym stopniu? Ludzie, z którymi zamieniłem kilka zdań. I co myślą, że ich przyjmę? By wyświetlało im się, co robię, gdzie i po co? Nie sądzę.
         Coś mnie podkusiło i wszedłem na profil Rołz. Informacji nigdy za wiele. Chociaż nie sądzę, by podawała tam numer swojego buta, na którym to zależało mojej matce. Wiele się nie dowiedziałem. Filmy, książki i muzyka podobna do tych wyszczególnionych u mnie. Co oczywiście wiedziałem, bo często o tym dyskutowaliśmy. Zdjęć też nie miała za wiele. A może miała zablokowaną galerię? Nie skupiałem się na nich za bardzo, bo po co? Wiem jak ona wygląda. Wiem, że jest śliczna.
         Jeszcze większym błędem było wejście na profil Żmii. No, ale dowiedziałem się, że te zielone włosy to zrobiła sobie po coś. A konkretnie po to, by umazać sobie dodatkowo gębę i zrobić z siebie Jokera. Why so serious? A więc to jest twój idol? W takim razie musisz się moja droga jeszcze wiele nauczyć. Znam jednego takiego nauczyciela. Jakub Kulig, osobiście polecam. Znaleźlibyście mnóstwo wspólnych tematów zaczynając na: jak wkurwić Krystiana Kuliga, kończąc na: jak dobić Krystiana Kuliga.
         Naszła mnie koszmarna myśl. Tak koszmarna, że aż mnie samego przeraziła. A gdyby tak stała się prawdą, strzeliłbym sobie kulkę prosto miedzy oczy. A mianowicie, co by było gdyby ta dwójka została parą. Chyba nawet wiem, kiedy by to nastapiło. 21.12.2012r. Majowie nie mogą się mylić.

3 komentarze:

  1. spikniesz Żmiję i tego gościa? O.o why tak męczysz biednego Krystianka xD daj mu coś słodkiego od życia! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, gdybym naprawdę ich spikła... toż to by był Armagedon! A Krystianek dostanie od życia słodyczy. Tylko musi na to zasłużyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za komentarz na moim blogu. Od początku czekałam na coś szczerego i mam! ;) Raczej nie robię błędów, ale cóż, nikt nie jest idealny. Kurczę, no fakt. Pisze się razem xD Szkoda, że nie widzisz, jak się cieszę ^^ ;3 Ostatnio mam małe przeciążenie i zrobiłam sobie wolne od czytania. Tak jakoś chcę się do czegokolwiek zabrać i nie mogę. Ale oczywiście za parę dni (?) przeczytam wszystkie rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń