sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 11. Burza cz. 1


            
Tak, wiem, że napisałam iż nie będzie mnie aż do września albo i poźniej. a to wszystko przez poprawki. Ktore mam w poniedziałek i we wtorek. Ale miałam już dość uczenia się, a to jakoś samo wyszło w mniej niż dwie godziny. Co jest chyba ostatnio dla mnie rekordem, bo zazwyczaj piszę to o wieeeele dłużej. Jakościowo jest jakoś średnie. Co jest jeszcze dziwniejsze im dalej tym ta książka mniej przypomina i pierwowzór i pierwotne założenie, że ma to być lekki, przyjemny harlequin. Ale za to przy dobrej muzyce pisałam to. Ehem, nadal żyję wspomnieniami z Coke'a i wystarczą pierwsze dźwięki piosenek, a ja już mam zaciesz. Jak zazwyczaj piszę przy moim Placebo <3, tak dzisiaj śmigali aż miło Killersi. :) Dobra, nie zatrzymuję was, idźta czytać tego przeciętniaka. 
Indżoj.

****
         Dobraliśmy się wręcz perfekcyjnie. W beznadziejnie identyczny sposób udajemy, że tych kilku chwil zapomnienia w Poniedziałek Wielkanocny po prostu nie było. Niby dobrze, bo jest jak dawniej i nie ma przedłużającej się ciszy. Ale… no właśnie. Sam nie wiem.
            Och, po prostu powinienem przestać o tym myśleć.  Wcześniej jakoś tak strasznie nie przeżywałem tego, że nie dobrałem się do Różanych majtek. Więc co się nagle stało? Przede wszystkim po co była ta cała akcja ze ściąganiem koszulki? To jest męczące. Nie lubię sprzecznych sygnałów.
Lecz… czyż nie powinienem się przyzwyczaić? To tylko Róża. Ten typ tak po prostu ma.
            A poza tym, pamiętaj cepie, seks seksem, ale liczy się wolność! Na drodze do niezależności zawsze majaczy się pieprzenie. Przecież jak pójdę z nią do łóżka raz, to czy na razie się zakończy? Nie chcę być pieprzonym królikiem, który nie myśli i nie mówi, więc jedyne co mu zostaje, to posuwanie kolejnych samiczek. No i będzie tylko gorzej, bo majtki mógłbym przedstawić jako metaforę smyczy. Jestem grzeczny będzie seksik, jestem niegrzeczny, muszę zadowolić się jazdą na ręcznym. Znaczy, och!
            Walnąłem pięścią w stół.
- Krystian, coś się stało? – Odwróciłem głowę.
            Krzysztof patrzył na mnie trochę zdziwiony. Co on robił u mnie w mieszkaniu? Rozejrzałem się po ścianach. Ach, siedzę w kanciapie.
Spuściłem wzrok. Na biurku przede mną leżały kartkówki 4 grupy farmacji.
- Nic. To trochę irytujące, tłumaczyć coś studentom kilka razy, a potem oni i tak robią znów ten sam błąd. – Palnąłem pierwsze, co mi wpadło do głowy.
- Takie uroki bycia nauczycielem.
            Boże, znowu. Cały czas chodzę rozkojarzony. To jest naprawdę okropne uczucie – błądzić i przemykać jak cień zupełnie poza kontrolą świadomości.
            Bach i nagle jestem w warzywniaku.
            Bach. Zatłoczony autobus.
            Bach. Ćwiczenia. Przy tablicy stoi student i patrzy na mnie z politowaniem. Potem okazuje się, że pytał mnie o coś trzy razy.
            Ponoć mężczyźni myślą o seksie co najmniej kilkanaście razy w ciągu dnia. Ja myślę nie tyle o samej czynności, czy obiekcie pożądania, ale o konsekwencjach tegoż właśnie czynu.
            Dni mijają mi same nawet nie wiem kiedy. Bo całkowicie nie myślę o tym, co robię. Ostatnio pisałem z Różą i przyrządzałem sobie obiad. To znaczy chciałem podgrzać w mikrofali resztki z poprzedniego dnia. I co? Tak, podgrzałem swój telefon. Zorientowałem się, dopiero, gdy skojarzyłem, że kurczak w sosie śmietanowym nie może śmierdzieć plastikiem. Telefonu nie uratowałem, a obiad jadłem na zimno, bo cała kuchenka waliła spalenizną.
            Bach, stoję na przystanku. Nie pamiętam bym się na nim znalazł. I to do tego na Bitwy Warszawskiej, a nie na Banacha. No cholera! Mózgu, mógłbyś się od czasu do czasu załączyć! Sprawdziłem czy wszystko mam. Uff. Bo ostatnim razem wyruszyłem do pracy bez butów. Oczywiście załączyłem świadomość, gdy wlazłem w kałużę.
            Naprawdę muszę coś z tym zrobić. Uwaga, pełne skupienie. Muszę przecież wsiąść do dobrego autobusu. Bo wsiadanie do złego stało się dla mnie prawie normą. Dobra, jedzie 186. Można wchodzić bezpiecznie. I pamiętaj! Stała kontrola!
            Lubię, gdy ten autobus jest na tyle pusty, że można sobie usiąść. Wyjąć książkę na przykład i poczytać. A przynajmniej pojeździć wzrokiem po literkach. Upolowałem wolne siedzenie. Ostatnie. Rozglądam się. Żadnych starszych bab, które zaraz by podniosły alarm, że śmiałem sobie usiąść? O dziwo brak.
Przemieszczam się w stronę siedziska. I też w sumie rozumiem dlaczego jest wolne. Jakiś osobnik siedzący na siedzeniu naprzeciwko opiera swoje trampki o ten wolny poddupnik. Żadne ekhm nie pomoże, bo ma słuchawki na uszach i muzykę włączoną tak głośno, że spokojnie mogę rozróżnić poszczególne słowa piosenki. Na szczęście osobnik był mi znany, więc bez większego zmieszania i pardonu zwaliłem te syry i sam zasiadłem.
Osobnik, a raczej osobnicza wyjrzała zza zasłony, jaką była książka. Łypnęła na mnie złowieszczo, prychnęła, aż zielonkawa grzywka lekko uniosła się do góry. Odłożyła na kolana lekturę. Zdążyłem przeczytać na okładce: William Szekspir „Burza”. Wyciągnęła słuchawki z uszu.
- Czego? – Warknęła.
- Czytasz Szekspira?
- Nie, oglądam obrazki, mistrzu głupich pytań. Jasne, że czytam, a co? Nie wolno?
- Wolno, jak najbardziej. Chociaż na twoim miejscu czytałbym „Poskromienie złośnicy”.
- Och, aleś ty dowciapny.  – Przewróciła oczami.
- Jedziesz do Róży? – Zapytałem.
- Może. Ty, mam nadzieję tam teraz nie jedziesz.
- Nie. Jadę do mieszkania.
            Odwróciłem wzrok, Olga wróciła do czytania. Z powrotem zanurzyłem się w czymś, co można było nazwać bezdennym oceanem sprzecznych osądów i opinii. Między innymi takich czy nie odpocząć choć trochę od Róży. Ponoć, jeśli ktoś zaczyna zastanawiać się nad rozstaniem, to tak naprawdę już podjął tę decyzję. Nie mówię, że mi z Różą aż tak źle. Nie. Tylko na drugiej szali leżała moja wolność i bycie samemu sobie sterem i okrętem. Teraz może tego jeszcze nie było, ale z pewnością niedługo się zacznie. Snucie wspólnych planów, oczekiwanie niewiadomo czego, pytania się co pięć minut, o czym myślę. Aż w końcu chorobliwa zazdrość. O każdą kobietę, z którą gadałem nawet, jeśli to będzie jędza jędz dr. Zosieńka Szajber. O nie, ja na to się nie piszę. Nie dam się spętać. Nie dam sobie założyć obroży i smyczy. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje z Jackiem. On nawet zmienił styl ubierania. Na to nie pozwolę! I do tego te złowieszcze opowieści Roberta. To chore. To naprawdę chora sytuacja. Która się nigdy nie skończy.
- Coś ostatnio jesteś nie w sosie. – Stwierdziła Żmija, nie odrywając wzroku od lektury.
- Tak i sądzisz, że zaraz zacznę jakieś wynurzenia przed tobą? – Odgryzłem się.
- Och będą zbędne, wystarczą mi wynurzenia Róży. – Polizała palec i przekręciła stronę książki.
            O tym zapomniałem. Nie dopisałem do mojej listy rzeczy, które robią kobiety w związku. I których szczerze nienawidzę. To jest takie upokarzające. Może jeszcze wszystkie papużki wiedzą o tym, co robię, jak całuję, albo cholera wie jeszcze to. Taka cholerna płynność informacji!
- A wydawało mi się, że o mnie nie rozmawiacie.
- Bo to prawda. Jeżeli masz jakiś pieprzyk na tyłku, znamię czy jakąś inną tajemnicę czy cokolwiek to możesz być spokojny, o tych sprawach z Olmasz nie rozmawiam. Pamiętaj co ci powiedziałam, potrafię wiele dostrzec między wierszami.
- No i co? Masz dla mnie jakąś drogocenną radę. Tak? Albo jakąś niesamowitą teorię na temat mojego bycia „nie w sosie”.
- Może.
- Więc? – Uniosłem brwi, szczerze zainteresowany.
- Jest niewiele powodów, dlaczego facet jest nie w sosie. Chyba łapiesz, co mam na myśli.
- Noo.
- A rada? Hm. Nie. Tej nie posłuchasz. Ale tą, weź chociaż pod uwagę. Czy to, czego tak pragniesz, jest warte takiego wysiłku? – Podniosła się. – Dobra, dziś mam dobry dzień. Dam ci jeszcze jedną radę. Nie chodź taki rozkojarzony, bo jeszcze usiądziesz na jakimś gównie. – Klepnęła mnie w ramię i wyszła z autobusu na przystanek.
            A ja przez resztę podróży do mieszkania zastanawiałem się nad tym, co powiedziała. I nie chodziło wcale o tę radę z gównem. Bo sam doskonale wiedziałem jak się kończyło moje nadmierne zamyślenie.
            Jak brzmiała pierwsza rada, której niby miałbym nie posłuchać? A ta druga? O co jej chodziło? Czego mogę pragnąć i co nie jest warte wysiłku? Róża? Czy to kolejny podstęp Żmii, by odciągnąć mnie od swojej przyjaciółki? Ale wtedy ta rada brzmiała bardzo dziwnie. Sugerowała, jakoby Rołz na mnie nie zasługiwała. O nie, Olga tego nigdy by nie powiedziała. Za bardzo mnie nie lubi. A jednak udziela mi rad…
            Wlazłem do mieszkania. Ściągnąłem kurtkę i buty. Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Czego ja mogłem tak pragnąć? To jest dobre pytanie. Czego pragniesz Krystianie Kuligu? Lustro nie odpowiedziało. Bo niby czemu miałoby? Może gdzieś, w świecie stycznym do tego, wiedziałem czego chcę i pewnie podejmowałem całkiem inne decyzje. Ciekawe jak by było po drugiej stronie zwierciadła?  Gdybym mógł spotkać Franka albo chociaż białego królika. Czy bym poszedł za nimi? Dotknąłem srebrzystej tafli i niemalże się rozczarowałem, że moje palce nie przeniknęły dalej.  Odsunąłem rękę. Nic się nie zmieniło. Nic, poza śladem moich odcisków palców.
            Bzdury. Kompletne bzdury, przez które tylko ubrudziłem lustro w przedpokoju.  
            Wróciłem z kuchni z płynem do mycia szyb i szmatką. Popatrzyłem na swoje odbicie i dotarł do mnie sens drugiej rady. Do moich czarnych spodni przykleiła się paskudna, przeżuta i wypluta guma. No cudownie! Kurwa.

****
Z komentarzami to coś słabo. Ale w sumie jak ostatnio piszę tak średniawo, to jakoś nie wymagam uwielbienia. Macie tylko padać mi do stóp. ;D Ach i jeszcze małe wyjaśnienie. Frank, mowa jest w scenie przy lustrze to królik (a jakże), jedna z postaci filmu "Donnie Darko". Ostatnio mam lekkiego fioła na punkcie tego filmu. Polecam go naprawdę, naprawdę, naprawdę. Do najlżejszych nie należy, namyśleć się nad nim trzeba sporo, ale warto. No to chyba tyle. ;)http://www.filmweb.pl/Donnie.Darko

1 komentarz:

  1. Eh, Żmija namieszała Krystiankowi jeszcze bardziej w głowie xD A to z tym dzieleniem się szczegółami (pieprzyki i te inne dziwne rzeczy...) to ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo to okropne jest. Śmianie się z dziwactw innych ludzi (ekhm, chłopaków przyjaciółek, ekhm) powinno być zabronione :D I takk, białego królika to i ja bym chciała spotkać i poszłabym za nim bez chwili zwątpienia.
    Czekam w takim razie na następną część i powodzenia na poprawkach! :)

    OdpowiedzUsuń