wtorek, 17 stycznia 2012

Rozdział 3. Jak zostałem szpitalnym salowym cz.1


- Proszę, jesteś wkurwiony – Robert zaśmiał się znad kufla. Siedzieliśmy we trzech w jakiejś knajpie, gdzie piwo nie kosztowało fortuny i w smaku rzeczywiście przypominało piwo.
- Nie jestem- odchyliłem się na krześle.- A ty byś nie był gdyby jakaś gówniara zarzuciła ci, że nic nie umiesz?
-A ładna chociaż?- zapytał Jacek. Tak, temu tylko jedno w głowie. Jakby bycie nauczycielem wiązało się tylko z zaliczaniem studentek.
Jacek takie miał właśnie podejście, gdy poznałem go na studiach. Po roku stwierdził, że dziewczyny łatwiej wyrwać na kasę niż na wiedzę, dlatego zmienił studia z matematyki na ekonomię. Teraz pracował jako szycha w prywatnej firmie, a puste laski piszczały na dźwięk wyłączania  pilotem alarmu jego służbowego mercedesa.
Robert po studiach też nie skończył najgorzej. Inna sprawa, że był informatykiem. I teraz mógł czuć się bogiem, gdy w jego firmie padały serwery.
-A jakie to w ogóle ma znaczenie?
- Pewnie ładna- Wciął się Robert – Bo gdyby nie była, olałbyś ją sikiem falistym i nawet nie proponował żadnych konsultacji. Ładnie to się teraz nazywa: konsultacje.- Robert szturchnął łokciem Jacka i puścił do niego oko.
- Och, przestańcie! Kretyni! Wy nic nie rozumiecie! – potarłem dłonią dwudniowy zarost.
- Ładna?- Robert postawił pusty kufel na stole.
- Jak diabli.- zacisnąłem usta, przypominając sobie Różę, która stała przy mnie w autobusie.
- I z charakterkiem. – dodał Jacek. – lepiej zorientuj, że te dwie dziewczyny przy barze oglądają się na nas co chwilę.
- Ja tu przyszedłem topić smutki w kuflach, a wy tylko o jakiś laskach.
- Nikt ci nie zabrania się topić.- Robert przeczesał palcami ciemne włosy i poprawił marynarkę. – Jak wyglądam?
- Jak seskbomba- powiedziałem nawet nie spoglądając na efekt końcowy. Zamieszałem kuflem; resztki piwa krążyły na dnie. Z grymasem na twarzy udawałem zainteresowanie tą karuzelą, a ci durnie uderzyli do dwóch dziewcząt przy barze.
            Wystarczyło pół godziny, a obydwie osobniczki siedziały z nami przy stoliku i już działały swoimi magicznymi sztuczkami na Jacka i Roberta. Ja siedziałem cicho, z zażenowaniem patrząc, jak ci w miarę ogarnięci faceci dają się robić w wała. A może dając robić się w wała, to oni robili te dziewczyny w wała? Nigdy nie załapałem tych ich strategii wojennych, które chyba musiały być skuteczne, bo panienki ciągnęły za nimi sznurem.
            Nie, że za mną nie ciągnęły. Ciągnęły, ale same, ja ich nie bajerowałem, chyba za stary na to się robię. Wolałem już raczej inteligentną pogawędkę, na którą tu i teraz nie mogłem liczyć.
- Dlaczego siedzisz tak cicho?- uniosłem twarz znad kufla, prosto w dwie wielkie półkule, naciągnięte błyszczącym materiałem.
- Ojejej, poznajcie się to nasza koleżanka, Monika. – odezwała się dziewczyna adorowana przez Jacka.
- Mmonika- nowopoznana zamruczała zmysłowo i uścisnęła moją dłoń, którą wyciągnąłem raczej machinalnie, niż z prawdziwej chęci powitania. Monika przysiadła się obok mnie.
- Jesteś raczej nieśmiałym typem, co? – No, ty na pewno do nieśmiałych dziewczyn nie należysz.
- Po prostu gorszy dzień.
- Ten dzień jeszcze się nie skończył, więc może nie będzie aż tak źle? A jak masz na imię, mój biedaku? – tylko nie twój.
- Krystian.
- Mmmm Krysssstian. Pasuje do ciebie.
            Skończ kobieto, nie pogrążaj się. Nie każ mi myśleć, że w pobliżu kręcą jakieś porno, a ty wyrwałaś się na chwilę z planu.
- Czym się zajmujesz? – zapytałem od niechcenia, by dała już spokój mojej tożsamości i nie wymawiała mojego imienia, tonem jakby miała orgazm.
- Studiuję i pracuję.
- Naprawdę?- jak to dobrze, że mój niski głos maskował moje znudzenie i brak zainteresowania. Chociaż w tym przypadku, nawet gdybym czytał na głos książkę telefoniczną, Monika  miałaby mokro w majtkach.- A co?
- Studiuję zarządzanie i marketing i pracuję jako masażystka. Ty też opowiedz mi o sobie. Lubię ciebie słuchać, masz taki seksowny głos. – A nie mówiłem? Kisiel w majtkach. Lubisz mnie słuchać? Zamieniłaś ze mną trzy zdania.
- Ja? Nie mam co opowiadać, pracuję jako salowy, kojarzysz może szpital na Banacha? To właśnie tam. – Zaraz obciekający błyszczykiem różowy dzióbek zniknie, panna będzie zdegustowana moim miejscem pracy i wróci na swój plan pornosa.
            Może gdybym miał lepszy humor powiedziałbym coś innego. Może… Nie to gruba przesada, nie zabrałbym jej do swojego mieszkania i przeleciał. Do hotelu jakiegoś… Za dużo pieniędzy. W łazience. W łazience mogłoby być. Ale nie miałem humoru, panna mi się nie podobała i ogólnie najchętniej wróciłbym już do domu.
- Rozuumiem, jesteś takim outsaiderem? Taki nie mainstreamowy? – Cholera. Mogłem powiedzieć, że jestem śmieciarzem albo hodowcą trzody chlewnej. A może najlepiej było powiedzieć prawdę? Przestraszyłaby się, że jestem matematykiem.
            Jezu, zabierzcie ją!
- Po prostu zawsze o tym marzyłem.
- Lubię facetów, którzy wiedzą, czego chcą.
 Dlaczego, o słodki Jezu, dlaczego na mnie lecą jakieś wątpliwe lale. Napalone wątpliwe lale.  Blondyny, z chamskim odrostem na pół metra, tuszem ściekającym z rzęs i za ciemną szpachlą na twarzy. Kije bambusowe, o ładnych kształtach, ale puste w środku.
Po godzinie beznadziejnie luźnej konwersacji dziewczyny zakomunikowały, że muszą iść do toalety. Wszystkie trzy. Naraz.
- Macie gumki? – Spytał Robert, gdy drzwi do damskiej łazienki zamknęły się.
-Chciałem zadać to samo pytanie.- Skrzywił się Jacek. – A ty co? – Spojrzał na mnie.
- Ja nie.
-Laska ma cycki jak poduszki powietrzne, a ty z tego nie korzystasz?
- Nie jest w moim typie. Za wysokie progi, jak na jej nogi.
- Patrzcie go, jaki się wybredny przez ten WUM zrobił. Ale gdyby, nazywała się Róża Olmasz, to nie miałbyś nic przeciwko.
- Daj mu spokój. – Robert zaśmiał się. – Po prostu wyszedł z formy. A widać, że Monika jest wyrobiona. Nie podołałby.
            Gdybym był trzeźwy olałbym, ale teraz coś się we mnie zagotowało. Może to zszargany honor albo duma. Ja nie podołam?
            Gdy tylko Monika znów siedziała przy mnie, rozpocząłem atak. Głosem, spojrzeniami, uśmiechem. Wszystkim tym, co powodowało u studentek rumieńce. Już nie mówiąc o oblizywaniu i przygryzaniu ust. Niby przypadkowym dotykaniu jej ud, komplementowaniu ładnie ułożonych włosów.
            Każda dziewczyna to łykała. A Moniki nawet nie trzeba było komplementować. Miała na mnie ogromną ochotę. Nawet się nie krępowała.
            Niebawem opuściliśmy lokal i taksówką udaliśmy się do mojego mieszkania. Potem wszystko działo się tak szybko. W jednym momencie byliśmy jeszcze w kurtkach, za chwilę Monika dobierała się do mojego rozporka. Niecierpliwymi szarpnięciami zerwałem z niej ubrania i zatopiliśmy się w bieli pościeli mojego łóżka.

2 komentarze:

  1. Końcówka to sama pikanteria!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka tam pikanteria. Pikanteria będzie później. swoją drogą ten człowiek powinien mi płacić za to, że robie z niego wirafinowanego i dobrego kochanka ;P

      Usuń