poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rozdział 3 i 4. Dziewczyna bez tatuażu cz. 1

Niemniej poprawiła mi nastrój. Nawet pozwoliłem sobie zdegradować ją z królowej idiotek do zwykłych idiotek. Ale kolokwium sprawdzę cholernie surowo, z mściwą satysfakcją.
Jak się nie ma ekscytujących wieczorów, to i ze sprawdzania klasówek robi się rozrywkę.
            Różę zostawiłem sobie na sam koniec. Była też zaleta takiego stanu rzeczy. Jej praca była na pewno jedną z lepszych. A tym samym odtrutką na głupoty, które atakowały mnie z każdej kartki.
            Z bananem na twarzy oglądałem pierwszą stronę jej kolokwium. Nazwisko i imię: Olmasz Róża. Grupa: C, Rok studiów: I, Data: 18.01. Nr indeksu: 59694. Otworzyłem pierwszą stronę.
            „We were tight, but it falls apart as silver turns to blue. Waxing with the candlelight…”
-Halo?
- Jak tam nocka? – Drogi Robercie, czy mógłbyś nie dzwonić, kiedy ja rozkoszuję się moim ostatnim kolokwium? A tym bardziej mógłbyś nie przypominać mi o tym incydencie z nocy?
- Jaka …? A. Nocka. Jak nocka.
- Ojzdradź nam choć rąbka tajemnicy.
-Jakiej tajemnicy? Ekscytujecie się seksem jak jakieś prawiczki.
-Ale skorzystałeś z jej war-obciągar? Szkoda, że taka cizia przypadła tobie.
-Posłuchaj, mośku jeden! Nie pamiętam nic z tej nocy, więc albo była słaba albo niegodna zapamiętania!
- Relax, take it easy! Jeszcze tu wybuchniesz! A co robisz?
- Sprawdzam kolosy. W przeciwieństwie do Ciebie, nie opierdalam w pracy, a tym bardziej po pracy.
- To zacznij się opierdalać. It’s pivo tajm. Umówiliśmy się z Jackiem i dziewczynami, tam gdzie wczoraj.
- Jakże mi przykro. Nie liczcie na mnie.
- Będzie Monika…
-Wiesz co, strasznie słabo cię słychać. Coś przerywa. Halo? Halo! – rozłączyłem się. Żadne siły na ziemi i na niebie nie zmuszą mnie, by znów ją spotkać.
            Ale powróćmy do rzeczy przyjemniejszych. Kolokwium. Pierwsze zadanie. Całe dobrze. Oj, dobra, to było proste. Drugie. Aha! Ten plus jest byle jak napisany, że w zasadzie można by go wziąć za minus. No to już punkcik leci. Buahaha. Jej los jest w moich rękach. Te dobrze, te też, o, tu błąd. Pochodne. No i cóż tam natworzyłaś? Nie chciałaś mojej pomocy, to cię zaraz na pochodnych ujebię. Zaraz… Coś mi się tu… Sprawdzę jeszcze raz. Dobrze. Jak? Jak, do cholery jej się to udało dobrze obliczyć? Nie!
            No krowa jedna! Ja tu czekałem, by postawić wielkie, okrąglutkie zero! Osz, ty m@łpo!   


Rozdział 4
Dziewczyna bez tatuażu

Fincher wielkim reżyserem jest.  Niczym Słowacki, który wielkim poetą był. A ja jako kinomaniak amator, nie przepuszczę okazji by obejrzeć nowy jego film. A okazja nadarzyła się. W piątek po zajęciach. A że należy mi się relaks, to postanowiłem sobie wybrać się na „Dziewczynę z Tatuażem”. Książka nie wgniotła mnie w fotel, ale to film Finchera. Nawet gdyby miał tytuł „Moja babcia w ogródku” i przez dwie godziny taktował o staruszce grzebiącej szpadelkiem w ziemi, to jestem pewien, że i tak byłbym więcej niż zachwycony. Ale czego można się spodziewać po człowieku, który wyreżyserował przegenialny „Fight Club” czy „Se7en” albo „Zodiak”.
 Okres sesyjny, to tłumów w kinach nie będzie. Z tym właśnie podejściem udałem się do Złotych tarasów, by nabyć bilet i wybrać sobie w miarę dobre miejsca. Ups, pierwsze zdanie trzeba wykreślić. Tłumy jak cholera. Czyżby wszyscy do jasnej ciasnej zaliczyli w zerowym terminie? Na wcześniejszy seans nawet nie miałem co liczyć. A i na ten późniejszy miejsc nie było rewelacyjnych. Jakimś cudem znalazłem jedno jedyne miejsce w środku najwyższego rzędu. Teraz tylko zostało łazić 3 godziny.
Oczywistą oczywistością było, że przez pierwsze pół godziny lecą reklamy, toteż żółwim tempem poszedłem rozejrzeć się po sklepach.
Czas największych wyprzedaży minął, ale i tak był tłok. A na wieszakach same szmaty. Aż żal oko zawiesić. O, tu jakaś koszula. E tam, podobną mam w szafie. Może jakiś T-shirt. Drogi. Za drogi.
Zajrzałem do Empika. Choć ten w Złotych był przeraźliwie ubogi w jakiekolwiek ciekawe pozycje. Nawet jeśli był rozrzucony na trzech piętrach. Dajcie spokój, żeby nawet Prachetta nie można było znaleźć! Muzyka poukładana byle jak. W najbardziej widocznym miejscu Justynka Bieber i Hanna Montanna. Co to? A Gdzie The Pixies, Guns’n’Roses czy chociażby The Police? Albo cokolwiek, od czego nie krwawią uszy.
Jeżeli jeszcze raz przejdę obok mordy Rubik to umrę. Apart. Z miłości do kości. Chodzenie samemu po centrum handlowym jest denerwujące. Zwłaszcza jak się nie ma dużo kasy i w portfelu i na koncie. Zwłaszcza jak się jest facetem. Zwłaszcza jak się czeka na niesamowity film. Podczas przemierzania tego molocha znalazłem jeszcze z milion tych zwłaszczów, ale chyba przytaczanie sobie daruję.
Dlaczego łaziłem sam? Bo Robert i Jacek jakby na złość spotykają się z tymi głupawymi dziewuchami z klubu. A wydawali mi się ogarniętymi facetami. Co te kobiety robią z mężczyzn. Tamte po prostu nie były tak puste jak Monika i nie dały im zamoczyć kija na „pierwszej randce”. Dostałem natomiast propozycję by zabrać tą pustą lalę na „Dziewczynę z tatuażem”. Nie wiem czemu, nie skorzystałem. Może to strach, przed tłumaczeniem jej każdej sceny?
Tak narzekam na nadmiar czasu i co? Prawie spóźniłem się na film! Nadal nie mam pojęcia, jak to zrobiłem. Niech żyje zdolność i uroda! Ale dobra, cicho! Muszę się przecisnąć do mojego miejsca. Przepraszam, przepraszam, kurwa, weź te syry, przepraszam, uważaj na ten popcorn. No siedzę. Zacieram ręce z radości.
Mam gęsią skórkę, wystarczyły napisy początkowe, a ja już czuję w tym rękę Finchera. Film, co prawda powoli zaczął się rozkręcać i dla kogoś, kto nie znał treści książki był trochę niejasny. Ale potem jak chwyciło, to nie puściło.
Chyba, że ktoś, pojebany ktoś, w czasie sceny, gdy Lisbeth jest u Bjurmana, pisze durnego SMS-a o treści: „słoneczko co robisz?:*”. Zabić, rozczłonkować. Nadawca nieznany. Kto to mógł do cholery jasnej być, i dlaczego wybrał akurat taką porę na pisanie?
Odpowiedź dostałem szybko. Monisia. Kurwa. Chciałem ją zbyć. Jestem w kinie. Tak jej właśnie napisałem. A na czym? Na dziewczynie z tatuażem. Ojej, a co to? Film. Ale o czym? O. kurwa. Dziewczynie. Kurwa. Z . kurwa. Tatuażem. Kurwa. To wiem głuptasku:*, ale co ona tam robi?
Moje zirytowanie, jeśli to łagodnie określić, sięgnęło zenitu.
- Jak nie umie pan docenić albo zrozumieć filmów Finchera, to niech pan na nie nie  chodzi. Pisać SMSy to pan może na Mupetach. – syknęła do mnie osoba siedząca po prawej.
            Speszyłem się i wyłączyłem telefon. Nawet nie wiem czemu, wdałem się w tą głupią wymianę zdań z osobą, z którą nie chcę mieć nic wspólnego. Spowrotem zanurzyłem się w wydarzeniach dziejących się w Hedestad. Zapomniałem o całym świecie, nawet jeśli znałem zakończenie. Film idealny pod wieloma względami. Zdjęcia, muzyka, klimat. Najlepiej wydane 20 złotych w ostatnim czasie. Jak tylko wyjdzie na DVD, będzie miał miejsce wśród swoich braci: Se7en, Fight Clubu czy Zodiacu.
             

1 komentarz: